O rodzinie państwa Wasidłowych ze Stanisławowa słyszałem już dawno. Wspomnienia pani Ireny Partyki-Wasidłow zamieszczaliśmy niejednokrotnie (ostatnio w poprzednim numerze). Później dotarły do nas wiersze jej syna Jerzego. Postanowiliśmy je opublikować. Poprosiliśmy autora o parę słów o sobie. Otrzymaliśmy wypowiedź, będącą prawie, sagą rodzinną. Jest fascynująca i jakże polska. Na podstawie takich właśnie historii można by napisać nie jeden scenariusz. Obyś żył w ciekawych czasach – głosi znane żydowskie przekleństwo. Na te właśnie -„ciekawe czasy”, przypadło życie ostatnich pokoleń wielu polskich rodzin. Gdy zobaczyłem przysłaną biografię na trzech bitych stronach, pierwszą myślą było: „trzeba to skrócić”. Gdy przeczytałem – zmieniłem zdanie. Ciekawej lektury!

Marcin Romer

 

Mam na imię Jerzy Wasidłow. Urodziłem się w Stanisławowie na Ukrainie 04 września 1949 roku jako trzecie dziecko w rodzinie wywiezionych z Łodzi do ZSSR Polaków. Wywiezieniu podlegała w rzeczywistości tylko rodzina ojca – Wasidłowowie. Mama wyjechała, bo dopiero wzięła ślub z tatą. Rodzice mamy – babcia i dziadek Partykowie – z własnej woli podjęli fatalną decyzję, wsiedli do wagonu z Wasidłowymi. Bali się że nie zobaczą nigdy więcej swojej jedynej córki Ireny.

Repatriacje były ważnym składnikiem polityki ZSSR skierowanej na rygorystyczne wyegzekwowanie zagranicznej diaspory byłych obywateli ZSSR i białej emigracji. Podstawą wywózek w naszym wypadku (z Polski) były umowy repatriacyjne zawarte miedzy ZSSR a Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego. Wasidłowowie okazali się na listach do repatriacji przez podobne do ruskiego nazwisko, należność do kościoła prawosławnego i przynależność głowy rodziny (wtedy już nie żył), Aleksandra, do Białej Gwardii.

Formalnie eszelon z Wasidłowymi był skierowany do Brześcia. Faktycznie rodziców dowieziono za Wołgę i osiedlono na zimę w „spiecposieleniju” Engels. W Engelsie byli też osiedleni internowani Niemcy Nadwołżańscy i niemieccy jeńcy wojenni. Mężczyźni zostali przymuszeni do ciężkiej i brudnej pracy przy produkcji kleju z frontowej padliny. Jeszcze w Brześciu repatriantom odebrano polskie dokumenty. W zamian dano im zbiorczą listę ewakuacyjną. Wiosną 1946 r. rodzice banalnie uciekli z Engelsa bez zezwolenia, bez dokumentów. Próba przecięcia granicy z powrotem do Polski nie powiodła się. Rodzina ukryła się wśród miejscowych Polaków w Stanisławowie.

Wasidłowowie – stara łódzka familia. Najprawdopodobniej obecna pisownia nazwiska powstała przez niemiecką albo rosyjską transliterację nazwiska podobnego do Wąsidłów. Mogło to stać się na poziomie pra-pradziadka Hermana, który figuruje w aktach archiwalnych jeszcze bez nazwiska. Rodzinna legenda donosi, że został we wczesnym dzieciństwie sierotą i był wychowany przez obcą rodzinę. Wszyscy znani mi Wasidłowowie mieszkają w okolicach Łodzi albo stąd pochodzą.

Moi dziadek i pradziadek – Aleksander i Aleksander Wasidłowowie – byli wojskowymi lekarzami w carskiej armii i należeli do kościoła prawosławnego. Ich żony – Maria zd Krauze (moja prababcia) i Gertruda zd Kanfiszer (babcia) – były z pochodzenia Niemkami.

Ojciec – Jan Wasidłow – urodził się w Rumunii (Mansburg) w 1921, kiedy dziadek wraz z babcią i oddziałami białej armii uciekali przed bolszewikami na południe. Po ustaniu działań wojennych Wasidłowowie wrócili do rodzimej Łodzi. Dziadek wybudował nowy dom, który teraz stoi przy ul. Słoneczne,j 17.

Ojciec mojej matki – Wojciech Partyka – potomek polskiego ziemianina z Kieleckiego, polski rewolucjonista, 08.11.1937 r. odznaczony Krzyżem Niepodległości. Za udział w rewolucji 1905 roku był dożywotnie zesłany na Syberię. Uciekł po wybuchu I Wojny Światowej.

Moja babcia ze strony matki – Lidia zd Biełokrysienko – dworianka (szlachcianka) według rejestrów rosyjskich, jest potomkiem starego szlacheckiego rodu Cichockich. Właściwie gałęzi tego rodu, który od początku XVIII wieku ukorzenił się w Rosji. Wojciech Partyka był drugim mężem babci. Po pierwszym babcia miała nazwisko Boisselot i obywatelstwo francuskie. Jej francuski paszport zachował się u nas do dziś. Ten paszport pomógł Partykom. Zbiegły katorżnik Wojciech i rosyjska dworianka Lidia wydostali się z bolszewickiej Rosji do Polski z francuską wizą.

Mama urodziła się w Radomiu w 1925 roku. Do czasu repatriacyjnej wywózki 1945 roku moi rodzice mieszkali w Łodzi. Całe swoje wspólne życie rozmawiali ze sobą po polsku. Polski jest pierwszym od urodzenia językiem moim, mojego brata i siostry. Wychowaniu domowemu zawdzięczam znajomość wielu innych, oprócz języka, składników polskiej tradycji kulturowej.

Szkołę średnią skończyłem w Stanisławowie w 1967 roku. W tymże roku wstąpiłem na wydział biologii do Państwowego Uniwersytetu w Czerniowcach. W 1972 otrzymałem dyplom biologa, wykładowcy biologii i chemii.

Pracowałem jako nauczyciel biologii w szkole średniej, wykładowca fizjologii w instytucie medycznym, inżynier od zwalczania grzybów domowych w biurze projektowym, jako autor artykułów w prasie, jako tłumacz, jako przewodnik górski, sezonowo – jako instruktor alpinizmu na obozach alpinistycznych Kaukazu i Pamiru. W Polsce też dorywczo wykonuję roboty wysokościowe w brygadzie alpinistycznej.

Od lat studenckich byłem liderem turystyki górskiej, później - alpinistyki. Jestem współzałożycielem pierwszej sekcji alpinizmu w Czerniowcach. Później w Iwano-Frankowsku byłem wiele lat członkiem wojewódzkiego zarządu Federacji Alpinizmu, współzałożycielem i członkiem zarządu pierwszego w województwie klubu alpinistycznego.

W 1996 roku z kolegami-alpinistami w Iwano-Frankowsku założyłem ekologiczną organizację społeczną Asocjacja „Nasz Dom”, która stała się znanym liderem ochrony i zrównoważonego rozwoju Karpat. Prezydentem tej Asocjacji byłem do końca 2007 roku.

Inicjowałem utworzenie Ukraińskiego Narodowego Komitetu Międzynarodowego Roku Gór 2002, byłem zastępcą prezesa tego komitetu. (We współpracy z odpowiednim Komitetem w Polsce.)

Uczestniczyłem w wielu zjazdach, w tym i wysokiego międzynarodowego szczebla: Konferencja ONZ na temat zmian klimatu w (Hague, 2000), Karpacko-Dunajski Szczyt (Bukareszt, 2001), Konferencja FAO na temat wyników Międzynarodowego Roku Gór (Szamberi, 2003), V Konferencja Ministrów Środowiska (Kijów, 2003), I Konferencja Stron Karpackiej Konwencji (Kijów, 2006).

Ze swojej strony też organizowałem i przeprowadziłem wiele mityngów, wśród których szczycę się takimi jak: międzynarodowa konferencja Wielkie Ssaki Karpat (Iwano-Frankowsk, 2000 – materiały są w bibliotekach Uniwersytetu Łódzkiego, Jagiellońskiego), międzynarodowy okrągły stół z Konwencji Karpackiej w ramach 5-tej Konferencji Ministrów Środowiska (Kijów, 2003).

Jako pierwszy w historii Ukrainy wystąpiłem w obronie wilków na Ukrainie. Wymusiłem wprowadzenie do prawa Ukrainy zmian, łagodzących sytuację prawną wilka. Moją zasługą jest też wpisanie w 2003 roku gatunku Niedźwiedź Brunatny do listy Czerwonej Księgi Ukrainy. To pierwszy na Ukrainie wypadek: wpis do Czerwonej Księgi wykonano na żądanie organizacji społecznej.

Byłem i jestem inicjatorem i uczestnikiem wielu innych inicjatyw społecznych.

Polski język, kultura polska od lat dziecięcych formowały moją osobowość. Zawsze w domu na bieżąco włączony był program 1 polskiego radia. Nadchodziły prenumeraty Przekroju, Płomyczka, Kobiety i życie. Rodzina kontaktowała się z innymi Polakami.

Potem już w mojej własnej rodzinie podtrzymywałem polskość u własnych dzieci.

Obie córki bez kursów wyrównawczych wstąpiły do polskich uczelni wyższych.

W końcu lat 80. w ślad za mamą znalazłem się wśród woluntariuszy pracujących fizycznie przy odbudowie kościoła. Dookoła kościoła zaczęła się gromadzić rosnąca wspólnota miejscowych Polaków. Od tamtego czasu jestem włączony w jej życie. Wstąpiłem do powstałego Towarzystwa Kultury Polskiej im. F. Karpińskiego. Pomagałem przy założeniu przez miejscowych nauczycieli (M. Czerniawska) pierwszej polskiej klasy przy szkole Nr 16. Pomagałem przy zakładaniu przez moją mamę i nauczyciela z Polski Cz. Dębca pierwszej powojennej polskiej biblioteki.

Szczególnie poświęciłem się polskiemu szkolnictwu w latach 1998-2002, kiedy polskie klasy dorosły do wykładania przedmiotów przez odrębnych nauczycieli. Wywalczyłem u lokalnych władz oświatowych prawo wykładania tych przedmiotów w języku polskim. Sam przystąpiłem do wykładania niektórych przedmiotów (przyroda, biologia, bezpieczeństwo życia). Jestem pierwszym po wojnie stanisławowskim nauczycielem wykładającym przedmioty w oficjalnej szkole po polsku.

Razem z innymi stanisławowskimi nauczycielami Polakami (M. Czerniawska, R. Grabowski) założyłem Stanisławowskie Stowarzyszenie Polskich Nauczycieli „Wiedza” i byłem jego prezesem.

Uczestniczyłem i uczestniczę w innych przedsięwzięciach wspólnoty stanisławowskich Polaków.

W czasach radzieckich nie miałem szans być publikowanym jako twórca. Pierwsze wiersze opublikowałem w roku 1993 w języku ukraińskim w Iwano-Frankowskiej gazecie „Zachidnyj Kurier” (Nr 316, 323). Mam też opublikowane dwa opowiadania na temat alpinistyki.

We współautorstwie z S. Nowak i R. Mysłajekiem (Polska) napisałem i wydałem książkę „Wilk w Karpatach”. (Siwersia, Iwano-Frankiwsk, 2001 – jest w bibliotece Uniwersytetu Łódzkiego i Jagiellońskiego) Prawa autorskie należą do mnie. Jest to pierwsza wydana w języku ukraińskim i na terenie Ukrainy książka o wilku.

Moje polskie wiersze pierwszy raz były opublikowane w antologii „Gdzie Jesteś Ojczyzno…” (Wspólnota Polska, W. 1996) Miały potem miejsce nieliczne sporadyczne publikacje moich polskich wierszy w niektórych czasopismach.

Znaczącym dorobkiem są moje publikacje w prasie, powiązane z działalnością ekologiczną. Za najbardziej znaczące uważam artykuły na temat wilków (Wseukraińska Techniczna Gazeta Nr 2-3 2005, Nr43 2006) i Konwencji Karpackiej (Wseukraińska Techniczna Gazeta Nr5 02.02.2006).

11 lutego 2008 г.

Jerzy Wasidłow

 

WIOSNA PRZYCHODZI

 

Do mnie corocznie

Wiosna przychodzi

I mnie zawiadamia

Że wiosna przyszła

 

Mam swój kalendarz

W zasadzie i sam

Mogę przeczytać

Że wiosna przyszła

 

Chyba się zdarzy

Że ona tym razem

Z powodu czy bez

Przychodzić nie raczy

 

Wtedy zmieszany

Zrewiduję poglądy

Inne kalendarze

Kupując w pośpiechu

 

Drzewa na szczęście

W mym kalendarzu

Nic nie czytają

One czekają

 

Chodzi im o to

By wiosna przyszła

I powiedziała

Że wiosna przyszła

 

Wiosna gdy przyjdzie

Liście i kwiaty

Drzewa wypuszczą

 

LUSTRO

 

Żarówki światło

Załamało się w zwierciadle

Odbijającym jakąś pogniecioną twarz

I zakurzone meble

W niezmiennych czterech ścianach

I więcej nic

 

Zamieniłbym to lustro chętnie na kałużę

Odbijającą w niebie

Ptaków wolny lot

 



Wróć do strony głównej