Krzysztof Zanussi na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie

Irena Masalska tekst

Jurij Smirnow zdjęcia (kliknij - aby zobaczyć zdjęcie w pełnej rozdzielczości)

Zanussi Zanussi i rektor UUK

 

Między Wschodem a Zachodem

8 lutego 2008r. gościem Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie był Krzysztof Zanussi, znany reżyser filmowy i scenarzysta. W ramach wizyty odbyła się projekcja jego filmu „Persona non grata” (2005). Po filmie Krzysztof Zanussi wygłosił wykład dla studentów i profesorów UUK, a także gości.

Głównym bohaterem filmu „Persona non grata” jest Wiktor Leszczyński (Zbigniew Zapasiewicz), ambasador Polski w Urugwaju, dawny opozycjonista. Po śmierci żony, Heleny (Halina Golanko), próbuje się dowiedzieć, czy miała ona romans z ich rosyjskim przyjacielem, Olegiem (Nikita Michałkow). Poza tym jego myśli zaprzątają inne sprawy: pilotowanie transakcji zbrojeniowej, a także godzenie się z własną sytuacją życiową… W filmie grali również Jerzy Daniel Olbrychski i Jerzy Stuhr.

Rektor uczelni, ks. dr Borys Hudziak powiedział, iż ma nadzieję, że praca i współpraca będą twórcze pełne dobrych rad. Władze uczelni są pewne, że Krzysztof Zanussi będzie mógł przekazać swą katolicką postawę. „Dla mnie, jako rektora, obecność Zanussiego w Senacie UUK jest wielkim osiągnięciem. Jest on nie tylko znanym reżyserem, scenarzystą i działaczem społecznym. Jego filmy dają odczucie zasad najwyższych, głęboko dotykają wymiaru ludzkiego w krajach postsocjalistycznych. Nie ma w nich prostego podziału na białe i czarne, a istnieje pojmowanie gamy kolorów, którymi napełniony jest świat, - mówił rektor. - Każdego roku w domu Krzysztofa Zanussiego goszczą dziesiątki młodych artystów z różnych krajów Europy, niedawno gościli u niego młodzi ludzie z Charkowa. To nic innego, jak wcielenie cnoty gościnności, o którą nas prosi Bóg.”

Wschód i Zachód – razem i osobno

„Nie śmiem mówić do państwa po ukraińsku, ale naprawdę sporo rozumiem. Tego lata zdołałem wystawić po ukraińsku w Kijowie, w teatrze im. Iwana Franki, sztukę teatralną. Może byłbym bardziej rozumiany, gdybym mówił to państwa taką lwowską wymową. My ją wszyscy znamy w Warszawie, tylko będzie to śmiesznie”, - powiedział reżyser na wstępie.

„W materii polsko-ukraińskiej, materii naszej dramatycznej historii, kiedy dochodzi do konfliktów, przypominam... o moim nazwisku. Moi przodkowie mieszkali pod Wenecją, więc niby powinienem się dystansować. Ale moja żona jest z Ukrainy, z Winnicy, więc jestem świadom, jak jest skomplikowana nasza pamięć zbiorowa.

Przyjeżdżam do państwa, zaszczycony zaproszeniem do Senatu. Mam tytuł profesora. Dzieje się tak, ponieważ Polska jest republiką. Od profesora się oczekuje, że na jakiejś materii zna się dobrze, a ja nie znam się na żadnej. Byłem profesorem nadzwyczajnym, co mi bardzo odpowiadało, ale po paru latach pan prezydent zrobił mnie profesorem zwyczajnym. Dla mnie jest to degradacją, bo artysta nie chce być zwyczajny.”, - dodał.

„Bardzo chciałem być właśnie we Lwowie, w tym miejscu, gdzie woda, lejąca się z dachów starych kamienic, z lewej strony wpada do Bałtyku, a z prawej – do Morza Czarnego. Jest to najlepszym fizycznym świadectwem tego, że tu Europa zaczyna oddychać dwoma płucami. Ośmieliłem się mówić na temat „Wschód-Zachód”, ponieważ to ciągle fascynuje i ciągle to przeżywamy. Jan Paweł II próbował uświadomić Europie Zachodniej, że jest niekompletna bez tradycji Bizancjum.

Problem bogactwa i ubóstwa

Na Zachodzie i Wschodzie są różne stopnie bogactwa i ubóstwa. Denerwuje mnie, kiedy ludzie różnych narodów odnoszą się z wyższością do nas, dlatego, że jesteśmy biedni. To jest bardzo głupie, dlatego, że bieda i bogactwo zmieniają się w historii bardzo szybko.

Ciągle szukamy tytułów, żeby się wywyższyć i sposobów, żeby poniżyć innych. Mimo że od 2 tysięcy lat jesteśmy chrześcijanami, to nawet w najdelikatniejszej materii ducha także próbujemy pokazać, że jesteśmy lepsi od innych. Tak ambicja ludzka przeplata się z naszą słabością. Sama ambicja też jest jakąś słabością, zależy od tego, jak zdefiniujemy to słowa. Każdy ma taki odruch, żeby powiedzieć, iż biedny jest gorszy.

Często pracuję w Niemczech. Niemcy zwykle są bardzo karni w stosunku do pracodawców. Jednak, ponieważ jestem „wschodni” i powinienem być biedny, natychmiast spotykam się z pewną agresją za strony moich niemieckich współpracowników. To jest taka ukryta agresja. Jak mówię, że krawat nie pasuje do ubrania, to słyszę: „Proszę, z Polski, a wie takie rzeczy!” Jakbyśmy nigdy nie nosili krawatów... Przed wojną mój ojciec miał szofera Niemca, a matka angażowała praczkę Niemkę, bo ona prała czysto i porządnie, przy tym tanio. Niemcy patrzą okrągłymi oczami i nie mogą pojąć, jak to Polacy mogli być bogaci i nająć biednego Niemca.

Kiedy mój film „Persona non grata” pojawił się w telewizji rosyjskiej, byłem rad z tego, że promuję obraz Polski inteligenckiej. Polska ma się kojarzyć z dyplomacją, z salonem, niekoniecznie z biedą czy złodziejami samochodów. Tak się tworzą stereotypy i my, na styku Wschodu i Zachodu, mamy ciągle pewne napięcie. Jesteśmy zakwalifikowani do kategorii biedaków, tymczasem mamy poczucie własnej godności. Bieda przychodzi i odchodzi. Nie chcemy się czuć gorsi.

Otwartość na innych i poczucie własności

To, co stanowi o istotnym podziale Europy, leży dużo głębiej. Europa jest łacińska i bizantyjska. Ważne jest, jaka jest moja tożsamość, ale też interesują się tożsamością odmienną, nie moją. Bardzo mnie interesuje duch bizantyjski, duchowość. Grecja jest tak samo Wschodem, jak Bułgaria, Rumunia, w dużym stopniu – Ukraina. Cieszę się, że to jest inne i w tej inności są różne odcienie.

Mam ogromne otwarcie, ciekawość, szacunek dla innego myślenia. Wiem ile my, ludzie Zachodu, możemy się od Wschodu nauczyć, tak jak Wschód może się wiele nauczyć od Zachodu. Myśmy zsakralizowali własność – jest ona dużo bardziej święta w rozumieniu Zachodu, niż w rozumieniu Wschodu.

Myślenie Zachodu o własności jest praktyczniejsze. Łatwiej się dorobić bogactwa, jeśli się myśli o własności, jak o czymś świętym. Czy to jest mądre tak do końca – nie wiem. Mam w domu starą sekreterę, z końca XVIII wieku. To, że jest moją własnością, jest złudzeniem. Nawet ziemia nie może być niczyją własnością, bo ona zostanie, a my umrzemy. Ona nie jest nasza, jest Boża. Takie podejście jest na Wschodzie, można się tego uczyć. Ale, zbyt lekkomyślny stosunek do własności zostawia ludzkim namiętnościom za wielkie pole do działania.

„Co robić? i „Jak żyć?”

Cywilizacja anglosaska jest cywilizacją ludzi, którzy coś robią. Uważają oni, że są kowalami własnego losu, odpowiadają za siebie i za swoje życie. Ale, zastanówmy się nad czymś innym. Kiedyś byłem w jury festiwalu filmowego i prezentowano na nim film rosyjski „Klim Samgin” według A. Gorkiego. W tym serialu, w dialogu padają słowa, znane z Czechowa i Dostojewskiego: „Jak żyć?” Zostało to przetłumaczone w napisach jako: „Co my mamy zrobić?” „Jak żyć”, jest pytaniem egzystencjalnym, oznacza: jak dalej istnieć w tym świecie? Nie chodzi o to, co zrobić z tym światem, jest to odmienne zapatrywanie na życie. Człowiek uduchowiony często nie staje na głowie, żeby coś zrobić, wykroczyć poza to, co ma. Jest pewien paradoks między praktycznością „ludzi robiących” i duchowością ludzi pasywnych. To jest paradoks między Wschodem a Zachodem.

Paradoks ten sięga dużo dalej, przecież mamy problem rozumu i wiary. Przeżywamy go w cywilizacji łacińskiej w sposób bardziej odmienny od cywilizacji bizantyjskiej. Encyklika Jana Pawła II „Fides et ratio” oparta jest o intuicyjne przekonanie, które mamy w zachodnim myśleniu, że rozumu nie trzeba się bać. Jeśli rozum szuka prawdy, a Bóg jest prawdziwy, to rozum do Niego powinien doprowadzić. Ale... w polskiej pieśni kościelnej śpiewamy: „Wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój...” Wiemy doskonale, że tam, gdzie rozumu nie starcza, trzeba się czasami poddać. Proporcje tych uczuć są trochę odmienne.

Sprawy Wschodu i Zachodu są widoczne w moim filmie „Z dalekiego kraju”. Mój kompozytor, Wojciech Kilar, urodzony we Lwowie, całe życie mieszka na śląsku. Jest człowiekiem bardzo wierzącym, autorem kilku wspaniałych utworów religijnych. Pisząc muzykę do tego filmu, pierwszego filmu o Janie Pawle II, miał pomysł, żeby w pierwszej ilustracji muzycznej pokazać, gdzie Polska jest położona. Melodia „Bogurodzicy” przeplata się z muzyką jutrzni prawosławnej po to, żeby pokazać, w jakim kraju urodził się Karol Wojtyła. Wadowice – to ta część Polski, która jest otwarta na nastroje wschodnie, na religijność wschodnią. Nie darmo On, lepiej, niż inni hierarchowie, rozumiał, co to jest duchowość wschodnia.

Dzisiaj mamy odczucie, że materialne łacińskie myślenie doprowadziło ludzkość do większych sukcesów, niż to się stało z myśleniem bizantyjskim. Tak jest teraz, wczoraj było inaczej, kto wie, jak będzie jutro? Pamiętam, że w tym samym czasie oglądałem sobór św. Zofii w Kijowie i katedrę Karola Wielkiego w Aaachen. Sobór św. Zofii – to świadectwo wielkiej cywilizacji, natomiast katedra Karola Wielkiego w porównaniu z nią wygląda, jak psia buda.

Niepokoje

Oczywiście, zachodnia cywilizacja pomału sprawia, że ze świata zaczyna znikać głód, dzieci już tak masowo nie umierają z głodu, nie ma tylu bezdomnych, co dawniej. Chciałbym, żeby ludzkość cała się wyzwoliła z nędzy, ze strachu przed jutrzejszym nieszczęściem, żeby żyła w sprawiedliwszym społeczeństwie. Ale, czy ludzkość jest zdolna do tego? Czy społeczeństwo, w którym się dzieje za dobrze, nie zaczyna się natychmiast rozkładać? Czy nie zapominamy o tym, że luksus, w którym dziś żyje ludzkość, łącznie z nami, jest tak duży, jak nigdy w minionych wiekach? Czy, jak nam jest za dobrze, nie robimy się egoistyczni, leniwi, nie tracimy nerwu przeżycia? Bardzo się o to boję. Bardzo się niepokoję o Europę Zachodnią, która jest moją ojczyzną. Może właśnie powiew wschodniego ducha może ją jakoś uskrzydlić? Chciałbym, żeby tak było, od was, młodych to zależy. W tym miejscu, gdzie woda z dachów wpada do Morza Czarnego i Morza Bałtyckiego, najlepiej można stworzyć syntezę tego, co jest Wschodem i Zachodem.

Rozmowa

Scenariusze do prawie wszystkich filmów napisałem sam. Nie mogę natomiast powiedzieć, który film jest moim ulubionym, tak, jak nie można powiedzieć, które dziecko kocha się najbardziej. Starałem się przez filmy, robione pod koniec władzy komuny, działać na ludzi, poczuli oni tęsknotę do wolności. Kiedy tworzę filmy, które kosztują miliony, one mają przynajmniej nie przynieść ubytku, żeby kultura mogła dalej powstawać. Muszą komuś służyć, muszą kogoś przejąć, a nie być wyrazem mojego „ja”. Chciałbym bardzo, żeby każdy akt twórczy był przesłaniem do drugiego człowieka i musi ono do kogoś dotrzeć. Jak do nikogo nie dociera, to znaczy, że artysta się pomylił. Albo, że go odkryją po śmierci, co w wypadku kina jest mało zadowalające.

Robiłem sporo filmów za granicą. Jestem świadom swoich korzeni, polskich, przede wszystkim. Po stronie matki rodzina jest polska, a po stronie ojca wywodzi się z Italii. Producenci lodówek i kuchenek „Zanussi” – to moja rodzina, bardzo daleka. Rozdzieliliśmy się bardzo dawno, w XIX wieku i mój bardziej przedsiębiorczy przodek budował tu, na terenie Galicji, koleje żelazne. Mam z rodziną włoską kontakt i mam pewną pamięć doświadczeń, co to znaczy „ubogi krewny”. Zawsze bardzo chciałem im pokazać, że ja też coś znaczę. W 1980 r. zaprosiłem protoplastę tej rodziny na zakończenie festiwalu filmowego w Wenecji. Miałem bardzo długie oklaski. Następnego dnia Quido Zanussi powiedział do mnie: „Jak ja wchodzę do mojej fabryki, to mi zawsze klaszczą, ale dziś zobaczyłem nasze nazwisko na pierwszych stronach gazet i myśmy w ogóle za to nie zapłacili!”

My nie rozumiemy bliźniego, bo nie zadaliśmy sobie trudu wyobrazić sobie świat z jego punktu widzenia. W tym nam pomaga sztuka i uniwersytet, bo poszerzamy horyzonty. Uczymy się świata z innych punktów widzenia i przez to stajemy się trochę mądrzejsi i może wtedy potrafimy coś więcej zrobić.

Nie na darmo dzisiaj czujemy taki respekt wobec Ameryki, bo Amerykanie w nią wierzą. Czuje się, że Ameryka traktuje poważnie to, co robi. Lepiej, gorzej, ale to jest szczere. Związek Sowiecki był niebywale pokrętny, miał niebywałe sposoby na dezinformację świata i osiągnął rozpad.

Całe życie uciekam od stereotypu artysty „na luzie”, bo od dziecka chodzę w garniturze i krawacie. Nie bez przyczyny, bo chcę wyglądać, jak mnie obliguje moje stanowisko. Pamiętam, że, kiedy byłem dzieckiem, byliśmy strasznie biedni. Jako ubranie, nosiłem wyłącznie garnitury mojego ojca, które były na mnie za duże. Ojciec szył sobie garnitur co 3-4 lata, a codziennie chodził w tym samym. Kiedy sprawiał sobie nowy garnitur, stary przechodził na mnie. Wyglądałem, jak strach na wróble i byłem okropnie zawstydzony. Buntowałem się, że nie pójdę do szkoły. Mama kiedyś powiedziała: „Jeżeli się będziesz wstydził swojej biedy, która nie jest twoją winą, to stracisz godność.” Od tamtej chwili wypinałem pierś w tym obwisłym garniturze.

Nie wolno nam mieć kompleksu niepełnej wartości. Urodziliśmy się w takim a nie innym kraju, mającym taką, a nie inną historię. Jeżeli jesteśmy w stanie coś zrobić, żeby coś zmienić, to nie możemy mieć żadnego kompleksu niższości. W naszych narodach najważniejszą sprawą jest nie dopuścić do kompleksu niepełnej wartości, bo to jest głupie. Trzeba rozliczać się z tego, co naprawdę zrobiliśmy. Jestem teraz bardzo dumny z Polski. Jak my mamy trzy razy tyle studentów, niż było w czasach komunistycznych, to znaczy, że mój naród ma zdrowy instynkt. Jak nie umieją zorganizować wydawania wiz tu, w konsulacie polskim we Lwowie, ja się wstydzę. Nie mam z tym naprawdę nic wspólnego, ale, gdzie mogę, pyskuję, że to wstyd potworny. Dobrze jednak, że ludzie się uczą, się cywilizują, próbują wziąć z życia to, co naprawdę wartościowe. Mamy więcej dynamiki, niż większość ludzi na Zachodzie, którym jest tak dobrze, że im się już nic nie chce.

Polecam innym do obejrzenia filmy Feliniego, Bergmana, Beniuela, Tarkowskiego, Pazolliniego, Cazana: Jestem w Papieskiej Komisji Kultury. Pytam kardynałów, jakie książki czytają i jakiej muzyki słuchają. Proszą, żeby to pytanie przenieść na następną sesję. Jednego arcybiskupa złapałem na tym, że po dwóch latach wymienił tę samą powieść. Pewien biskup prosił mnie, żebym napisał mu tytuły 10 książek, które ma przeczytać koniecznie – oczywiście, poza Biblią. Powiedziałem, że można zacząć od Stendhala, bo to jest początek powieści. Oczywiście, dalej są dzieła Thomasa Manna i Dostojewskiego. Jest tu też Albert Camus, Giuseppe Thomas Lapedusa, największy powieściopisarz włoski w XX wieku. Umieszczam tu też Grahama Greena, Marcelego Prousta (warto przeczytać przynajmniej jeden tom). Może tu się znaleźć William Faultner, którego Amerykanie zawsze przyjmują ze zdziwieniem. Jest jakiś kanon europejski, który my wszyscy czujemy, te wszystkie książki nas łączą. Warto przeczytać to, co czytała większość ludzi kulturalnych, potem można dodawać dalej.”

Konferencja prasowa

O najnowszym filmie:

„Bohdan Stupka będzie grał oligarchę – w czarnej komedii. Trochę zdjęć będzie w Kijowie, a reszta – w Warszawie. Film nazywa się „Serce na dłoni”. Zaczynam zdjęcia w marcu-kwietniu. Ze sławnych aktorów polskich zagra 92-letnia Nina Andrycz. Kompozytorem będzie, mam nadzieję, jak zawsze, Wojciech Kilar. Uparł się, że do Lwowa nigdy nie przyjedzie. Tak strasznie opłakiwał swój wyjazd. Zmarła mu żona, ma teraz 75 lat, ufam, że teraz zmieni zdanie. Pamięć dzieciństwa – to jedno, ale trzeba jasno zobaczyć to miasto takim, jakie jest teraz.

Bogdana Stupkę znam wiele lat, ale poznałem go najpierw z ról na ekranie, z „Ogniem i mieczem.” Grał u mnie w teatrze, w Polsce, bardzo ładnie, w sztuce „Skowronek” Jeana Anuie. Z kolei ja w jego teatrze im. Iwana Franki w Kijowie reżyserowałem sztukę francuską „Małe zbrodnie małżeńskie”. Teraz gościłem u siebie w domu 26 osób z jego klasy w Konserwatorium w Kijowie. Byli bardzo sympatyczni, entuzjastyczni do wszystkiego. Mam nadzieję, że wynieśli dobre wrażenia.

O nominacji filmu „Katyń” do Oskara:

 Katyń”to bardzo godny film, bardzo przejmujący, bardzo osobisty – to w końcu historia ojca Andrzeja Wajdy. Wzrusza, ma rozmach, można powiedzieć, że jest grottgerowski. Ludzie bardzo chcieli tak uczcić ten mord, co też się stało.”

O współpracy z Ukraińskim Uniwersytetem Katolickim:

„Jak będę działał w charakterze senatora, to się dopiero okaże. Jestem pełen trwogi, czy nie robią błędu, że mnie tu zapraszają. Mam bardzo dużo zajęć na bardzo wielu uczelniach świata. W tej chwili działa pewna tendencja, skierowana na przełamywanie barier, na interdyscyplinarność, na pewien powrót do sokrateizmu, do tego, żeby uniwersytet stawał się miejscem głębokiej rozmowy, a nie fabryką fachowców. Jeżeli do tego się jakoś przydam, będę miał odczucie, że to ma sens. Uważam, że to jest szansą dla uniwersytetu. Bardzo wiele uczelni na Zachodzie, szczególnie amerykańskich, przeżywa w tej chwili po prostu paraliż, brak tam prawdziwie szczerej myśli, panuje strach, żeby nie powiedzieć czegoś, co mogłoby kogoś urazić.”

O odpoczynku:

„Wakacji nie miałem już od wielu lat. Życie jest za krótkie, szkoda go, zawsze się dzieje coś ciekawego. Podróży służbowych mam tyle, że już prywatnie niewiele jeżdżę, widziałem, co było warte zobaczenia. Za tydzień jadę do Arizony, mam tam warsztaty i tydzień przeglądu moich filmów. Potem lecę na Kubę, gdzie będę miał pierwszy od 30 lat przegląd moich filmów i warsztaty dla reżyserów hiszpańskojęzycznych. Po powrocie mam zdjęcia do swego filmu.”

O spotkaniach ze Sługą Bożym Janem Pawłem II:

„To jest ogromny rozdział w moim życiu. Spotkanie się z taką postacią historyczną nie pozostaje bez śladu. Poznałem go jako student filozofii. Niezwykle ujmujące w sposobie bycia Karola Wojtyły było to, że się interesował ludźmi, większość filozofów się interesuje tylko swoimi myślami. Pamiętam, jak będąc w domu kolegi, do którego przychodził ks. bp Karol Wojtyła, siedziałem gdzieś w kącie. On mnie z tego kąta wyciągnął i zaczął wypytywać, co robię, czym się interesuję, na czym mi zależy. Zapamiętałem to na zawsze. Żaden inny biskup nigdy nie tracił dla mnie czasu. Potem spotykałem się z nim w Krakowie, mając do niego pewne sprawy. Jak się dowiedziałem, że został wybrany na papieża, myślałem, że go już więcej nie zobaczę. Okazało się, że jest o nim film do zrobienia, zaczęliśmy się spotykać, często mnie zapraszał na rozmowy. Ciekawiły go drobne rzeczy z życia. W ostatnim roku Jego życia przywiozłem do Watykanu młodzież, którą się opiekujemy w Polsce w ramach fundacji. Wspólnie tworzą ludzie, którym jest bliska kultura wysoka, jak np. muzyka klasyczna i kultura masowa, jak hip-hop. Napisałem do papieża, że są to chłopcy, którzy tańczą na ulicy i on ich ze swoich okien nigdy nie zobaczy. Tańczyli przed nim w Sali Klementyńskiej na głowie, papieża to bardzo zainteresowało. Żadna telewizja nie przekazała tego, co On powiedział. Mówił o bezinteresowności w sztuce, która jest warunkiem podstawowym jej istnienia.”

 

Mamy nadzieję, że nie było to ostatnie spotkanie z tak wybitną postacią i że o kolejnym zostaniemy poinformowani przez odpowiednie instytucje, anie... dowiemy się z Internetu.

 

Notka biograficzna:

Krzysztof Zanussi urodził się 17 czerwca 1939 r. w Warszawie. Studiował fizykę na Uniwersytecie Warszawskim (1955-59) i filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim (1959-62). W 1967 roku ukończył Wydział Reżyserii Szkoły Filmowej w Łodzi. Od 1980 jest kierownikiem artystycznym zespołu, a następnie dyrektorem Studia Filmowego „Tor". W latach 1971-1983 był wiceprezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich, a od 1987 r. członkiem Komitetu Kinematografii. Jest autorem kilku książek (teoria filmu, scenariusze filmowe, felietony, wspomnienia). Publikował też w miesięczniku psychologicznym „Charaktery”. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Od 2002 roku - Wiceprzewodniczący Rady Fundacji Centrum Twórczości Narodowej. Jest wykładowcą Collegium Civitas w Warszawie i cy;onkiem Radz Papieskiej d.s. kultury.

Jest reżyserem 23 filmów, m.in.: „Da Un Paese Lontano (Giovanni Paolo II) (tytuł polski: „Z dalekiego kraju” (1981), „Rok spokojnego słońca” (1984), „Stan posiadania” (1989), „Życie za życie. Maksymilian Kolbe (1990), „Cwał” (1995), „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową(2000), „Suplement (2002), „Il sole nero” (2007).



Wróć do strony głównej