Kowale wszystkich krajów, łączcie się!
święto dymu i płomienia
W Stanisławowie w ramach obchodów Dnia miasta odbył się tradycyjny międzynarodowy festiwal sztuki kowalskiej.
Ręce czarne, serce czyste
Mocne uściski silnych rąk, otwarte twarze, uśmiechy i promienie słoneczne, odbijają się od gotowych już metalowych kwiatów, współczesnych kutych rzeźb oraz są widoczne w oczach i uśmiechach kowali. Na centralnym placu Szeptyckiego wiruje i grzmi miasteczko kowalskie. Wydaje się, że wszystko tu kipi i płonie żarem, dlatego, że spotkało się tu 300 serc kowali z niemalże całej Ukrainy i ponad 20 krajów świata. Na oczach wielu widzów wybitni rzeźbiarze w metalu zamieniają zupełnie nie rzucające się w oczy kawałki metalu w kwiaty, ptaki, listki, dokładne i symetryczne figury oraz małe filigranowe zawijasy.
„Mamy czarne ręce, ale bardzo czyste serce, ponieważ codziennie tworzymy piękno”, - mówią kowale z Wielkiej Brytanii, obok których zgromadził się tłum widzów. Silni i sprawni mężczyźni tak dziarsko wywijają młotami, że większość przedstawicieli płci silnej z Podkarpacia, chowając oczy, odchodzi, by nie wyglądać niezbyt atrakcyjnie w oczach swoich żon i dziewczyn.
Witaj, kuźnio-mamo!
Naoglądawszy się cudów zamorskich, mieszkańcy miasta i goście, poczuwszy zapach kuleszy, idą do rodaków. Obok dużego kotła z tradycyjną potrawą kręcą się kijowianie, którzy przy muzeum w Pirogowie starają się odtworzyć dawne zwyczaje kowalstwa, a także zwrócić uwagę młodzieży na to zapomniane rzemiosło i sztukę.
Przy ognistej wódce i gorącej kuleszy za słoniną kijowianie opowiadają, zdradzają tajemnice tradycji kowalskich. Okazuje się, że, gdy kowal wchodzi do kuźni, powinien zdjąć czapkę i powiedzieć: „Witaj, mamo”, ponieważ kuźnia dla każdego kowala jest matką. Dawniej kowale, zanim rozpoczęli pracę, przez 5-10 minut trzymali ręce nad ogniem, aby spalić wszystkie złe myśli. Wszystko, co nie dotyczyło kucia i modlitwy, kowale uważali za grzech.
Kowadło również było uważane za świętość, nie można było na nim siadać, tak samo, jak na stole, na który kładziono chleb. Jeśli zaś się umyło w wodzie, w której hartowano prawdziwą szablę kozacką, przez cały rok ma dopisywać zdrowie. szabel na majdanie nikt nie kuł, ale wszyscy chętni mogli nałożyć na twarze sadzę. Po tym obrzędzie, jak głoszą stare legendy, człowiek mógł przyjść do mistrza kowalskiego i prosić, aby przyjęto go na ucznia.
Jak twierdzi mer Stanisławowa Wiktor Anuszkiewiczus, co roku w mieście jest pozostawiana oryginalna kompozycja metalowa, wykuta przez wszystkich uczestników festiwalu. W ubiegłym roku miastu, które leży w międzyrzecu dwu Bystrzyc, podarowano „Słoneczko wielkanocne”. Poszczególne detale kompozycji są odbiciem twórczości każdego z kowali.
Tegorocznym symbolem święta stało się metalowe „drzewo szczęścia”. Czterometrową kompozycję uzupełniło w swe elementy blisko 300 kowali świata. Najważniejszy szczegół – węża-kusiciela – wykonał wybitny mistrz sztuki kowalskiej z Rosji Władimir Markow. „Chcę, by pod tym symbolicznym drzewem szczęścia i poznania spotykali się młodzi ludzie i tworzyli rodziny, napełniając Stanisławów szczęściem i dobrem. Ciepło i energia naszych serc pomogą przyszłym parom, które dotkną węża, odpędzić od nich całe zło, aby szczęśliwi i zakochani nawet nie myśleli o zdradzie, a pozostawili ją wężowi.”
Metalowy opiekun dla oligarchy
Najpopularniejszym przedmiotem, prezentowanym na festiwalu, był smok, wykonany przez mieszkańca Kijowa Serhija Firsowa. Jak mówi autor, to symbol opieki, roztaczanej nad Wszechświatem. Znany kowal ze stolicy mówi, że ideę, by wykonać coś podobnego, nosił w sobie przez wiele lat, wykonywał dzieło przez trzy miesiące. Smok ma cztery metry długości, waży ponad 500 kilogramów i liczy prawie dziewięć tysięcy żelaznych łusek.
Swój oryginalny wyrób pan Firsow wykonał na zamówienie pewnego oligarchy, którego imienia nie podał. Cena samego metalowego smoka – to 100 tysięcy grywien. Po festiwalu smok został wywieziony do majątku zleceniodawcy. Metalowa rzeźba została umieszczona na dachu prywatnego domu. Gdy będzie wiał silny wiatr, smok będzie poruszał skrzydłami, bo zostały one zrobione z lekkiego metalu. W trakcie festiwalu ozdobę budynku oligarchy z radością objeżdżały na rowerkach obecne na imprezie dzieci.
Rozpalcie się ogniami, serca kowalskie!
Rodzynkiem święta i niespodzianką dla kowali stało się zaproszenie na festiwal Ferdynanda Nawy, francuskiego kowala o 40-letnim stażu. Umie on nie tylko kuć, ale też odtwarza dawny proces wytapiania żelaza, który przejął od mieszkańców Afryki i Japończyków.
W Europie podobną wiedzę posiada tylko 10 osób. W trakcie festiwalu pan Nawa pokazał kowalom ukraińskim i zagranicznym samą procedurę tworzenia roboczego materiału. Na początek specjalnie wymurowano piec. Potem Francuz pokazywał nietradycyjne metody wytapiania żelaza nie tylko z rudy, ale też z żeliwa. Na zakończenie setka mistrzów metalu roztopiła w tym piecu podpałki, które każdy przyniósł ze swej kuźni. W ten sposób zlały się w jedno ich myśli, serca i twórczość.