Jurij Smirnow tekst

Niezwykły artysta z Polski

 

Do Lwowa zawitał niezwykły artysta – malarz z Siedlec. Pan Antoni Wróblewski jest rzeczywiście artystą niezwykłym, bo maluje nie tylko farbami lecz także ...ziemią. W naszych stronach szuka kolegów – artystów w celu zaproszenia ich na wspólne plenery do Polski. Nie, nie chce uczyć ich malowania ziemią, lecz tylko chce nawiązać kontakty twórcze z malarzami ukraińskimi, aby zaprezentować ich twórczość w szerszym gronie artystów z różnych krajów europejskich. Od lat już przyjeżdżają oni na plenery do Platerowa na Podlasiu. Podczas wyjazdu na Ukrainę pan Antoni Wróblewski poznał dyrektora muzeum z Iwano – Frankiwska (Stanisławowa), artystę – malarza Michała Dejnegę i lwowskiego mistrza pędzla Michajłę Bezpałkiwa.

Sam pan Antoni pochodzi właśnie z tej miejscowości (Platerowa), która leży w województwie lubelskim, nieopodal Bugu. Tam, wśród łąk i pól, jezior, rzek i strumyczków przeminęło jego dzieciństwo, stąd miłość do przyrody, do piękna. Matka jego pochodzi znad Niemna, stąd zainteresowanie Kresami. W Akademii Sztuk Pięknych uczył się rysować i malować u prof. Eugeniusza Markowskiego i prof. Stanisława Poznańskiego. Dyplom artysty grafika z tytułem magistra sztuki otrzymał w pracowni grafiki artystycznej prof. Haliny Chrostowskiej. Jednak nie mógł na długo zadomowić się w wielkim mieście i po roku pracy na Wydziale Grafiki ASP uciekł do miejsc rodzinnych, do Siedlec, by być bliżej pól i lasów. Dzięki tej decyzji powstała seria akwarel, inspirowanych pejzażem Podlasia. Następnie – cykl rysunków piórkiem pt. „Jeden dzień wśród pól”. Wtedy też wpadł on na pomysł malowania ziemią na płótnie i na papierze. Konsekwencją tych poszukiwań twórczych były zaproszenia z różnych stron świata: z Niemiec, Grecji, Kanady i USA. Pan Antoni zawsze marzył o tym, by zaprezentować swoją twórczość na Wschodzie, na dawnych Kresach, na ziemi, skąd pochodzi jego matka. W tym celu nawiązał kontakty z malarzami z Litwy i Białorusi. Niezwykłym wydarzeniem w jego życiu była wielka wystawa autorska w Brześciu nad Bugiem i spotkania z tamtejszymi Polakami, zwłaszcza z dziećmi z polskich rodzin.

Pan Antoni już od kilku lat organizuje plenery dla artystów – malarzy w swojej rodzinnej miejscowości – Platerowie. Zaprasza kolegów z Polski, Litwy, Macedonii, Słowacji, Danii.

Krytyk sztuki Maria Daszko w katalogu wydanym po plenerze Platerowo – 2007 napisała: „Dlaczego wydarzenia kulturalne dochodzą do skutku, zwykle trudno ustalić, szczególnie, jeśli coś sensownego zaistnieje na wsi, na końcu Europy, gdzie ni średniowiecznego zamczyska, ni wodospadu, ni pięciogwiazdkowego hotelu. Z jakiego powodu przyjedzie w takie miejsce kilkunastu malarzy z różnych krajów (Dania, Litwa, Macedonia, Słowacja), czy różnych atrakcyjnych miejsc w Polsce (Nowy Sącz, Miechów, Legionowo, Siedlce, Sokołów Podlaski, Sopot, Warszawa), aby przez trzy tygodnie snuć się po piaszczystych ścieżkach, rozległych łąkach czy mrocznych lasach... Artyści coś tu jednak widzą, a namalowane w Platerowie obrazy świadczą o fascynacji i zauroczeniu nadbużańskimi i polnymi pejzażami... W trakcie pleneru dzieci z Platerowa przychodziły na zajęcia warsztatowe, gdzie miały niecodzienną, wręcz wyjątkową okazję wykonać witraż, batik oraz czerpać papier. Techniki te, bardzo atrakcyjne i wdzięczne w realizacji, dały małym artystom wiele radości i satysfakcji, będą również chętnie wykorzystywane na zajęciach z plastyki. Za to piękne wydarzenie bardzo serdecznie dziękuję władzom Gminy Platerów, sponsorom, pracownikom szkoły i artystom – uczestnikom pleneru”.

Historyk sztuki Grażyna Krzyżanowska, reasumując wystawę malarską Antoniego Wróblewskiego w Nadrzeczu koło Biłgoraja, która towarzyszyła premierze „Klątwy” Stanisława Wyspiańskiego w roku 2007, roku jubileuszowym Wyspaińskiego, tak oceniła twórczość artysty: „Współczesne malarstwo, podobnie jak inne sztuki, poszukuje nie tylko własnej drogi, ale, przede wszystkim, środków, pozwalających na ukazanie określonego oblicza, które, być może, zostawi w pamięci i historii ślad, umożliwiający dalsze istnienie, zapisujący w kartach dziejów ten właśnie moment, tę twórczość, ważną, jedyną, nie tylko dla autorów, ale także dla nas wszystkich, dla których kreacja świata ma znaczenie, jest zauważalna, stanowi porządek życia. W tym, co człowiek uprawia, w tym, czym się zajmuje, zawiera się manifest, deklaracja życia, stosunek nie tylko do określonej dziedziny artystycznej, ale głównie relacji wobec kosmosu.

W obrazach Antoniego nic się nie dzieje poza nami, jesteśmy obecni, a nasz ślad pozostaje na drodze, sięga po widnokrąg. W prostocie formy, jednolitości barwy jest przecież kwintesencją egzystencji ludzkiej, a także odwieczne przekonanie o nieuchronności przemijania. W łagodności, bezpretensjonalności obrazów, w konsekwencji języka malarskiego i filozoficznego, w wyrazie sensu życia, uwidacznia się dystans, którego nie należy tłumaczyć najmniejszą choćby obojętnością, bowiem w malarstwie tym jest nade wszystko wystarczająco dużo miłości do światła wyobrażonego jednorodną przestrzenią, do każdego najmniejszego istnienia. Okazuje się, że w naszej rzeczywistości społecznej, wypełnionej gwałtownymi poszukiwaniami, zmuszającej do ustawicznych obserwacji nowych mód, tendencji, do szalonego biegu zjawisk, także w sztuce istnieją wypowiedzi artystyczne, pozornie tylko zatrzymane w czasie, sięgające po tradycje i znakomicie je wykorzystujące.

Patrząc na obrazy Antoniego Wróblewskiego, pomyślałam: jakie to niesamowite, na coś przydał się czas miniony, coś po sobie zostawił, wyobraźnia autora sięga tak daleko, że przypomina to, co najlepsze, dzisiaj zrozumiałe z filozofii bardzo już starego Marka Aureliusza”.

Pan Antoni Wróblewski jest pełen sił twórczych, energii, ma bogate plany. Chciałby pokazać swoje obrazy we Lwowie i Stanisławowie.

Dla „Kuriera Galicyjskiego” udzielił też krótkiego wywiadu. Zaczął od słów Cypriana Kamila Norwida z „Pielgrzyma”:Przecież i ja ziemi tyle mam, Ile jej stopa ma pokrywa, Dopókąd idę!..:” Te słowa stały się moim credo artystycznym, z którym jeżdżę po świecie, do różnych miejsc, i jeśli któreś miejsce zrobi na mnie wrażenie, zaczepi mnie, przemówi do mnie i ja chcę coś o tym opowiedzieć, to pochylam się, biorę trochę ziemi i tą ziemią próbuję namalować nastrój miejsca, z którego jakiś nastrój i klimat emanuję. Zdarzyło się, że na jubileusz Reymonta pojechałem do Lipiec Reymontowskich, zebrałem do worka kilka kilogramów ziemi i w Domu Pracy Twórczej w Reymontówce, niedaleko Siedlec, ziemią Reymonta namalowałem obraz o wymiarach 3, 5 metra na 2 metry z pokory i czci do twórczości Reymonta, do jego „Chłopów” (2000 r.). Ten obraz był na wystawie w Nadrzeczu koło Biłgoraja na Lubelszczyźnie. Miałem tam wystawę, która trwała kilka miesięcy. Teraz obrazy wróciły i są w moim garażu.

Jeżeli chodzi o powiązania z artystami z Ukrainy, to przyjechał do mnie ze Stanisławowa, Michał Dejnega, dyrektor muzeum w Stanisławowie. Odwiedziliśmy wraz z nim jego kolegę we Lwowie, malarza Michajłę Bezpałkiwa. M. Dejnegę zaprosiłem na plener do Reymontówki, mam nadzieję, że w przyszłym roku przyjmie zaproszenie M. Bezpałkiw.

Na technikę wpadłem, gdy malowałem farbami akrylowymi pejzaż. Niebo udało się namalować, drzewa też, ale pole nijak nie wychodziło. Wcześniej przyczepiałem do płótna zniszczone przez człowieka kawałki drzewa, kory, znaleziony pień przymocowałem do płótna i postawiłem go jakby na ziemi i nauczyłem się wtedy przymocowywać do płótna ziemię. Gdy mi to pole nie wychodziło, przypomniałem sobie, że umiem malować ziemią, więc wziąłem ziemię, na której stoję i namalowałem błyskawicznie 3\4 obrazu, i faktura żywej ziemi została na płótnie.

Wielki obraz namalowałem w Macedonii – 3, 5 metra na 2 metry. To pejzaż z górami macedońskimi. Zapraszają mnie w tym roku na plener w Strumicy, który odbywa się tam od 45 lat. Bardzo mnie tam szanują, że ich ziemią maluję. Zostawiłem tam 6 obrazów, metr na metr i jeden obraz 3, 5 metra na 2 metry. Dwa tygodnie po bombardowaniu Serbii, gdy jechałem z ambasadorem Polski z Sofii, zebrałem trochę czerwonej ziemi, chciałem namalować obraz, ale nie udało się jednak mi nic namalować, bo, jeżeli nie zrobię tego na miejscu, to już nie mam emanacji”.




Wróć do strony głównej