Kamil pisze:Jak w temacie. Na pewno zdarzyło się wam w życiu wejść w polemikę w ,,racjonalistami'' na tematy wiary i religii. Jakie są wasze doświadczenia i odczucia? Jakie zarzuty najczęściej słyszycie? W jaki sposób bronicie swojej wiary, a może na wzór Jezusa, milczycie?
Mam w pracy styczność z bardzo młodym ateistą. Na wszystko ma odpowiedź będącą skutkiem jego własnym przemyśleń, wierzy jedynie w to, co może zobaczyć, dotknąć, poddać logicznym argumentom itp. Czasem rozmawiamy również o wierze, bo chłopak wie, że jestem katoliczką. Kiedyś powiedział mi, że "ze mną to się nie da rozmawiać na te tematy, bo jestem nie do przekonania"
Oczywiście chodziło mu o to, że za każdym razem, kiedy pojawia się temat wiary lub niewiary, on usiłuje mnie przekonać, że Boga nie ma, a ja mu udowadniam tak czy inaczej, że jednak jest. Co do moich argumentów, to zależy od tego, o czym rozmawiamy, od kontekstu jego przemyśleń, więc trudno mi podać konkretny przykład.
Nie zmuszam go do podejmowania tematów związanych z Bogiem czy wiarą, jeśli sam chce, to rozmawiamy. Za każdym razem, kiedy mówi o wierze w sposób lekceważący, zwracam mu uwagę, że ja nie gardzę tym, że on nie wierzy w Boga, dzięki czemu mamy względną równowagę, opartą na wzajemnym szacunku
Myślę, że polemika nie zawsze musi kojarzyć się z agresją czy złością. Warto czasem porozmawiać zwyczajnie, nie wystawiając największych dział, bo można kogoś jeszcze bardziej utwierdzić, że wiara jest bez sensu, a katolicy tylko na pokaz są religijni i dobrzy, a tak naprawdę innych traktują z góry. Z takim zdaniem też się już spotkałam.
Usłyszałam też kiedyś, że człowiek, który wierzy w Boga, to ktoś, kto sobie nie potrafi poradzić z życiem, jest słaby, dlatego znalazł sobie "coś", w co może wierzyć i "czym" może wszystkie swoje porażki usprawiedliwić (np.: "Nie wyszło mi to, bo Bóg tak chciał").